Moja własna, wymyślona tymy rencamy – gdyby ktoś pytał.

odkłamywanie marihuanowych mitów i przekłamań z polskich mediów
Moja własna, wymyślona tymy rencamy – gdyby ktoś pytał.

Już za tydzień, w sobotę 28 maja, kolejny Marsz Wyzwolenia Konopi. Kto chce i może, niech zasuwa do Warszawy.
Impreza odbyła się w ubiegły weekend. Były targi, były warsztaty, były wykłady. Dużo wykładów, od rana do popołudnia. Program obu dni jest tutaj.
Wszystkie wykłady zostały nagrane. Wykładów sobotnich można posłuchać tu. Mój skromny wkład w imprezę („Analiza wybranych badań naukowych weryfikujących popularne mity na temat marihuany„) zaczyna się o 2:39:30. (Wtulam się w kołnierz swetra, bo w sali było wtedy nieco chłodno 🙂 ).
Na wykłady niedzielne zapraszam tu.
[O co tu chodzi? – patrz poprzedni wpis ↓]
No więc nie, kolejny poseł nie zniżył się, żeby odpowiedzieć suwerenowi, czyli tej bezkształtnej masie, która po odrobince składa się na opłacenie jego (niemałej) poselskiej diety i jego (niemałych) kosztów poselskiego biura, a także na wyrównanie mu strat po wprowadzeniu (jakże polskiego) Polskiego Ładu. Bo posłowie, w odróżnieniu od mniej wartościowej części narodu, nie mogą przecież być karani za nieudolność rządu.
Brakiem odpowiedzi nie czuję się specjalnie rozczarowany, zbytnio na nią nie liczyłem, choć… nie ukrywam, że chętnie przekonałbym się osobiście, że istnieją w naturze posłowie, którzy nie mają w dupie obywateli. No, może jeszcze kiedyś…
Zastanawiam się nad przyczynami takiej a nie innej odpowiedzi posła Kowalskiego (Janusza Kowalskiego, bo gdyby chodziło o posła Macieja Kowalskiego, to sytuacja zapewne wyglądałaby inaczej). Po krótkiej analizie widzę co najmniej 3 możliwości, a każda z nich jest równie prawdopodobna:
– pan poseł nie przeczytał mojej wiadomości, bo korespondencję z suwerenem zostawia asystentom, którzy uznali, że temat jest zbyt duperelny, żeby zawracać poselską głowę;
– pana posła nie interesuje merytoryczna dyskusja, do której zapraszałem. Dlaczego? Dlatego, że faktycznym jego celem nie jest ustalenie, jak jest naprawdę, lecz uzyskanie konkretnych zysków politycznych, które często (zdecydowanie zbyt często) rozjeżdżają się z prawdą;
– pan poseł ma mnie gdzieś, bo mój wkład w jego poselski budżet nie zależy ode mnie, lecz jest ze mnie ściągany przemocą państwa.
Smutne, ale… cóż mogę zrobić. Nawet nie mogę nie zagłosować na posła Kowalskiego (Janusza) w przyszłych wyborach, bo to nie mój okręg…
[ wiadomość wysłana na adres Janusz.Kowalski@sejm.pl; najpóźniej ostatniego dnia lutego ogłoszę tu, czy otrzymałem odpowiedź, a jeżeli tak, to jaką ]
Szanowny Panie Pośle!
Komentując niedawne aresztowanie pewnego młodego celebryty złapanego z 1,5 gramami marihuany, stwierdził Pan: „Warto rozpocząć poważną merytoryczną dyskusję na temat zaostrzenia kar za posiadanie narkotyków„.
Pozwalam sobie napisać do Pana z prośbą o wyjaśnienie mi, co jest dla Pana priorytetem: czy według Pana zwiększanie kar ma być środkiem do redukowania szkód społecznych wynikających z używania marihuany, czy też jest celem samym w sobie, zwiększaniem dla zwiększania.
Jeżeli to drugie, to chciałbym zwrócić Pańską uwagę na fakt, że wiele krajów świata wprowadza przepisy idące dokładnie w drugą stronę, ku liberalizacji antymarihuanowych przepisów. Na liberalne podejście wiele lat temu zdecydowały się np. władze czeskie. Jest też wielce prawdopodobne, że już niedługo będziemy mieli całkowicie legalną marihuanę za naszą zachodnią granicą. Chyba coś musi leżeć u podstaw takich decyzji, prawda?
Natomiast jeżeli nie uważa Pan, że kary są celem samym w sobie, jeżeli jest Pan otwarty na argumenty (w końcu wzywa Pan do merytorycznej dyskusji), jeżeli dopuszcza możliwość, że zwiększanie kar nie musi być jedyną drogą do osiągnięcia społecznie pożądanego celu, to chętnie prześlę Panu egzemplarz mojej książki, której sam tytuł wskazuje, o czym w niej piszę: „Legalizacja? – jestem za. Dlaczego legalność marihuany jest dla społeczeństwa lepsza niż prohibicja„. Dodam, że tezy, jakie w tej książce prezentuję, są oparte na różnych badaniach naukowych (głównie statystycznych, publikowanych w poważnych czasopismach naukowych) analizujących sytuację w miejscach (państwach bądź amerykańskich stanach), gdzie zliberalizowane zostały przepisy dotyczące posiadania i używania marihuany.
A zatem Panie pośle: słać? (Jeżeli jest Pan chętny, książkę natychmiast wyślę na Pańską skrytkę poselską na Wiejskiej). Gdyby potrzebował Pan nieco więcej informacji, proszę zajrzeć tu: http://odklamywaniemarihuany.pl/ksiazki/.
Z poważaniem
Bogdan Jot
PS. Nie wiem, czy się Pan orientuje: 1,5 grama to jest ilość wystarczająca na 3, może 4 „skręty”. Praktycznie we wszystkich krajach stosujących podejście różne od (obowiązującej również u nas) zasady „zero tolerancji” ilość ta jest uznawana za znikomą.

_______________
* Dlaczego „z kolejnym”? Dlatego: http://odklamywaniemarihuany.pl/korespondencja-z-poslem/
→ [ ja do posła (Zbigniew.Dolata@sejm.pl), 21.10.2021 ]
” temat: o legalności marihuany
Szanowny Panie Pośle!
Właśnie obejrzałem w sejmowej telewizji Pańskie wystąpienie wygłoszone w trakcie posiedzenia Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi (12 X 2021). Było ono pełne pasji i przekonania o słuszności Pańskiego sprzeciwu wobec legalizacji marihuany.
Pozwolę sobie zapytać: czy dopuszcza Pan możliwość, że pod wpływem rzeczowych argumentów mógłby Pan zmienić swe poglądy na ten temat? Czy jest Pan otwarty na merytoryczną dyskusję? Jeżeli tak, to chętnie prześlę Panu moją książkę „Legalizacja? – jestem za”, w której zawarłem całą masę argumentów: solidnych, obiektywnych, w większości opartych na poważnych, oficjalnych badaniach statystycznych.
Nieco więcej informacji o tej książce znajdzie Pan na moim blogu: http://odklamywaniemarihuany.pl/ksiazki/.
Z poważaniem
Bogdan Jot ”
→ [ poseł do mnie, po prawie 2 miesiącach – 19.12.2021 ]
”
”
PS1: Wystąpienia posła można posłuchać tu: https://www.sejm.gov.pl/sejm9.nsf/transmisje_arch.xsp?rok=2021&month=10&type=komisja&page=5#4F5B89BC2A8EB67FC125876600456A8B – od 16:51:40.
PS2: Pieniądze, które pan poseł bierze co miesiąc z kasy Sejmu, pochodzą m. in. z mojej kieszeni.
Znany każdemu symbol marihuany (a właściwie konopi w ogóle, bo teraz to już chyba wszyscy wiedzą, że marihuana jest z konopi) to charakterystyczny liść – „dłoniasto złożony”, jak by powiedział fachowiec. Czasami poszczególne listki są szerokie i raczej krótkie, czasami wąskie i długie, zależy od odmiany. Ale zawsze chodzi o duże liście rosnące w dolnych lub środkowych częściach rośliny. Bo te mniejsze, bliskie kwiatostanów („przytopowe”) wyglądają już inaczej. Ale ja nie o tym…
Używany do określenia tych liści termin „liście wiatrakowe” jest już dość mocno w naszym środowisku zakorzeniony*. To tłumaczenie angielskiego terminu „fan leaves”. Tłumaczenie niby dobre, ale bez sensu, no bo dlaczego „wiatrakowe”, co te liście mają do wiatraków? Cóż, tyle, co do pierników – czyli nic. Anonimowy autor tłumaczenia nie wziął pod uwagę, że rzeczownik „fan” ma w angielskim też inne znaczenia. Jedno z nich to „wachlarz”, zatem „fan leaves” można przetłumaczyć jako „liście wachlarzowe”. I, moim zdaniem, nie tylko można, ale wręcz trzeba. Bo ta wersja owszem, ma sens: te liście istotnie wyglądają jak rozłożone wachlarze, natomiast wiatraki przypominają zdecydowanie mniej.
* Google pokazuje: „liście wachlarzowe” – 305 wyników, „liście wiatrakowe” – 1 110.

No i była:
Mój komentarz? – Odnoszę wrażenie, że argument, że po legalizacji marihuany mniej małolatów jara, nie bardzo pana Piotra przekonał. Ale… jeżeli nie ten argument, to jaki?
Listy albo mejle. Właśnie dostałem mejla, którym chciałbym się tu podzielić (a troszkę także pochwalić). Wklejam go w całości, nie zmieniając ani przecinka – opuszczam jedynie podpis, bo nie wiem, czy nadawca życzyłby sobie, bym upublicznił jego tożsamość.
Jestem ojcem prawie już 19 letniego chłopca, który w okresie dojrzewania dostarczył zarówno mnie jak i żonie wiele stresu, nerwów, łez i nieprzespanych nocy. Przebywamy obecnie całą rodziną na wakacjach i właśnie skończyłem czytać Pana książkę Odkłamywanie marihuany. Chcę podkreślić, że zakup tej książki i jej przeczytanie był moją inicjatywą, a nie syna. Jej przeczytanie zajęło mi trzy dni i chcę Panu napisać, że to był bardzo dobrze spędzony czas. Do samego końca wstrzymywałem się z oceną zawartości książki i samego autora aby przekonać się, że informacje w niej zawarte są obiektywne. Chciałem Panu podziękować za to że dzięki Panu mogłem rozwinąć swoją świadomość w zakresie marihuany. Książka ta uspokoiła mnie. Widzę teraz jakie popełniałem błędy gdy z synem rozmawiałem na temat marihuany czy CBD. W jego oczach musiałem wyglądać na zacofanego i niegodnego zaufania. Teraz kiedy z nim porozmawiałem aby opowiedzieć mu czego dowiedziałem się z książki podziękował mi za to, że się zaangażowałem. Czuję że to poprawiło nasze relacje. Podziękuję Panu w ten sposób, że po pierwsze podzielę się informacją o tym, że przeczytałem tą książkę na grupie w internecie do której należą rodzice nastolatków z podobnymi doświadczeniami co ja bo naprawdę uważam że powinno się przeczytać tą książkę, a po drugie to kupię drugą Pana książkę pt Marihuana leczy aby mieć pełen obraz. Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszej pracy nad tego typu zagadnieniami.
Wszyscy pacjenci skarżą się na ceny marihuany sprzedawanej w polskich aptekach. Ale, uwaga, uwaga! w tym tunelu widać światełko:
…co prowadzi do sytuacji, w której Polscy producenci muszą importować surowiec konopny z krajów trzecich. Według szacunków, koszt importowanego surowca jest kilkusetkrotnie wyższy, niż koszt jego pozyskania na terenie Polski – mówi też Anna Mirek.
(Cytat stąd: www.portalspozywczy.pl/technologie/wiadomosci/konopie-i-marihuana-medyczna-narodziny-gwiazdy,198823.html)
No dobrze, policzmy. Założę, że „kilkusetkrotny” to marne 300x. Założę też, że gram kosztuje w aptece 90 zł (nie słyszałem jeszcze o takiej cenie, ale przyjmuję ją dla prostoty rachunków w pamięci). Oznaczałoby to, że gram aptecznej ale made in polskiej marihuany kosztowałby (90:300 =) 0,3. Złotego. Czyli groszy polskich 30. Za gram zioła o jakości farmaceutycznej. W imieniu pacjentów bardzo gorąco życzę pani radczyni Mirek, żeby się jej sprawdziło.
PS
Konopne rozważania ortograficzno-gramatyczne [„Anna Mirek (…) tłumacząc prawne zawiłości związane z uprawą konopii mówi, że w Polsce jakakolwiek uprawa konopi innej niż włóknista jest zabroniona„] zostawiam na boku – to jest walka z wiatrakami, a poza tym winna jest tu raczej na pewno redakcja, a nie pani radczyni.