Złapali kolejnego nieszczęśnika, tym razem nie jest to okruszek na dnie kieszeni, choć w normalnych krajach wykryta ilość (40 g) nie robi wrażenia ani na policjantach, ani na prokuratorach. Mnie zainteresowało jedno zdanie z wypowiedzi pani rzecznik tyskiej policji, która obśmiała się z tłumaczenia, że marycha jest używana jako lekarstwo:
34-latek wyjaśniał policji, że leczy marihuaną astmę. Policjanci podają w oficjalnym komunikacie, że „niestety tyszanin nie miał na narkotyk recepty”. – To żart – mówi rzeczniczka. Wiadomo, że nie mógł takiej recepty mieć, bo w Polsce marihuana nie jest lekiem.
No więc, szanowna pani rzecznik, marihuana w Polsce jest lekiem. Fakt, że przepisy są tak skonstruowane, żeby jak najmniej osób mogło z niego korzystać, ale formalnie rzecz biorąc jest. Gdyby kogoś temat interesował bliżej, to hasło brzmi: import docelowy.