Czy człowiek musi palić marihuanę?

„Czy używanie marihuany przez człowieka nie jest sprzeczne z naturą? Czy człowiek musi palić?” Mniej więcej tak napisała kiedyś w internetowej dyskusji przeciwniczka palenia zioła.

Cóż, odpowiedź na drugie pytanie jest prosta: nie, nie musi. Mało jest czynności, które robimy, bo musimy. Ludzie palą marihuanę dlatego, że chcą. Podobnie jest z piciem alkoholu, paleniem papierosów, oglądaniem telenowel, graniem w koszykówkę. Albo w totolotka.

Natomiast pierwsze pytanie to zupełnie inna historia – i tu internautka pewnie by się zdziwiła. Zapewne nie tylko ona.

Na YouTube można znaleźć zabawne filmiki pokazujące, jak gibraltarskie małpy kradną ludziom nie tylko jedzenie (co jest oczywiste i wytłumaczalne), ale i picie. I nie tylko wodę czy napoje gazowane, lecz także zawierające alkohol drinki. Kradną – i wypijają, ku uciesze okradzionych… i własnej. Oswojone małpy żyjące przy świątyniach hinduskich też nie szanują prawa własności i bywa, że czasem sobie chlapną.

 

No, ale to są zwierzęta żyjące blisko człowieka, już przejęły jego nałogi. Zwierzęta dzikie – a, to co innego. Powstaje pytanie: czy słonie, które czasami włamują się do magazynów z alkoholem i wypijają „jednego głębszego” (w ich przypadku bardzo głębszego) są dla naszych rozważań wystarczająco dzikie? Nie wiem, jak często wpadają na drinka i, przede wszystkim, czy natrafiają na magazyny przypadkiem, czy może dobrze wiedzą dokąd i po co idą. W tym drugim przypadku byłby to już nałóg, a winnym jego powstania byłby człowiek. Wciąż nie mielibyśmy do czynienia z czystą naturą, nieskażoną ludzkim zwyczajem przetwarzania roślin na procenty.

Domowe zwierzęta biorą od nas nie tylko alkohol. Z różnych doniesień wiadomo, że koty, psy czy udomowione małpy chętnie towarzyszyły swoim właścicielom w czasie zażywania przez nich opium, wdychając opiumowy dym.

 

W kolejnym przykładzie trudno byłoby winić ludzi, choć bohater żyje bardzo blisko nas: spora część kotów z upodobaniem tarza się w roślinie o nazwie kocimiętka i skubie jej listki – bez wątpienia sierściuchy wprawiają się w ten sposób w stan odurzenia, ale na pewno nie nauczyły się tego od nas.

 

No i wreszcie to: wśród dzikich na 100% zwierząt mamy bardzo ciekawy przykład upajania się. Afrykańskie zwierzęta znają drzewo marula i wiedzą, kiedy dojrzewają jego owoce. A właściwie: kiedy przejrzewają. Gdy przyjdzie odpowiedni moment, słonie i małpy, żyrafy, antylopy i nosorożce stadami schodzą się pod drzewa, by zjadać fermentujące owoce. Czasami mają po tym problemy z utrzymaniem równowagi, ale za to humory im dopisują. (Na szczęście nie stwierdzono przypadków prowadzenia przez nie samochodu pod wpływem maruli).

A amerykańskie wiewiórki, którym do Afryki może być trochę daleko, zjadają czasami sfermentowane płatki magnolii – wygląda, że z bardzo podobnym efektem.

 

Żyjące dziko lemury ostrożnie nadgryzają pewne wydzielające trującą substancję stonogi. Smarują sobie nią futro, co ma działanie przeciwpasożytnicze. Ale przy okazji wprawiają się w stan upojenia, który nam, ludziom, coś przypomina, oj, przypomina… A co? Oczywiście – objedzone sfermentowaną marulą małpy, a cóż by innego?

Badaczom zwyczajów zwierząt znane są jeszcze inne przykłady: ptaki, które zupełnie świadomie wybierają otumaniające jagody; krowy, które z upodobaniem zjadają zioła, po których dostają drgawek i zaczynają się zataczać, ale wkrótce wracają po więcej; małpy, chętnie korzystające ze znalezionych „magicznych grzybów”; wietnamskie bawoły, których w normalnych warunkach nie interesowały uprawy maku lekarskiego, ale gdy rozpoczynały się amerykańskie bombardowania, przełaziły przez ogrodzenie i konsumowały pewną ilość roślin, „znieczulając” w ten sposób swój strach; a nawet pszczoły, które świadomie – jak się wydaje – pijają nektar pewnych orchidei i padają na ziemię w bezruchu; na szczęście dla wszystkich – czasowym.

Teraz ciekawy (a dla mnie nawet najciekawszy) wątek: zwierzęta a marihuana. W literaturze przedmiotu można przeczytać o tym, że nie tylko ludzie lubią konopie inne niż włókniste: jagnięta pasące się przy konopnych polach wyszukują co dojrzalsze rośliny, po czym zachowują się podejrzanie wesoło; myszy i szczury przełamują szczelne policyjne kordony, by dobrać się do zgromadzonych w magazynie dowodów rzeczowych (za co zapewne wdzięczni są im podejrzani w sprawach); służące w greckiej armii konie i muły, które, nie bacząc na ciążące na nich obowiązki wobec ojczyzny, nażerały się konopi niespełniających antynarkotykowych norm i nie były już w stanie służyć słusznej sprawie.

Obok wątku zwierzęco-doustnego jest tu też wątek zwierzęco-wziewny: w dokumentalnym filmie pt. „Project NIM” mowa jest o szympansie, który razem ze swoimi opiekunami palił marihuanę. To ciekawe, bo nie bardzo widzę możliwość, by zmusić małpę do palenia jointa, gdyby sama tego nie chciała (zresztą, jej opiekunowie byli bardzo przyjacielscy i na pewno by do jarania nie zmuszali). Wyciągam stąd wniosek: jednak sama chciała.

 

OK. Ale – powiedzą sceptycy – to jednak są zwierzęta. (Niektórzy dodadzą: „to są tylko zwierzęta”). Tu bym się już nie zgodził, bo przecież szukamy odpowiedzi na pytanie, czy odurzanie się jest naturalne, a działania zwierząt, zwłaszcza dzikich, naturalne na pewno są. Dobrze, jeszcze jeden przykład. Tym razem nie chodzi o „tylko zwierzęta”. Wszyscy znamy taki obrazek: kilkuletnie dziecko na huśtawce woła do mężczyzny napędzającego całą zabawę siłą swych mięśni: „Wyżej, tato, wyżej!”. Wielu z nas nawet było osobiście w takiej sytuacji. Albo inna scenka: dziecko kręci się dookoła własnej osi aż w końcu traci równowagę i ze śmiechem upada. Albo długo wisi głową w dół na trzepaku, a potem schodzi i przez dłuższą chwilę widzi zupełnie inny świat. We wszystkich tych przypadkach mamy do czynienia ze stanem, którego nazwa przyprawia niektórych ludzi o zgrozę: stan zmienionej świadomości. Dzieci dążą do niego instynktownie, przecież nikt ich tego nie uczył. Ich umysły są niezaburzone przesądami albo ustawami o przeciwdziałaniu narkomanii – czysty zwierzęcy instynkt. Widocznie zwierzęta (w tym człowiek) mają potrzebę przejścia od czasu do czasu „w inny wymiar”. A zatem – nie wydaje mi się, żeby było to sprzeczne z naturą.

Nie jestem w tym mniemaniu odosobniony. „Uważam, że chęć zmiany świadomości jest wrodzoną, normalną tendencją podobną do głodu lub popędu seksualnego” oraz „Używanie narkotyków jest powszechne. Każda ludzka kultura we wszystkich epokach historii używała jednej lub kilku substancji psychoaktywnych. (…) Właściwie przyjmowanie narkotyków jest tak powszechne, że wydaje się być jednym z podstawowych działań człowieka” (autor obu wypowiedzi: dr Andrew Weil). „Odurzanie się to powszechny ludzki motyw. Nigdzie w historii nie ma śladów w pełni ukształtowanych społeczeństw, które żyłyby bez użycia substancji psychoaktywnych” (Stuart Walton).

I na koniec jeszcze dwa nieco dłuższe cytaty:
– „Wyraźnie i od dawna ludzkość odczuwa pociąg do pijaństwa i ogólnie do stanów zmienionej świadomości. Niektórzy uczeni twierdzą, że ten długotrwały pociąg musi być jakoś związany z naszymi cechami biologicznymi. Amerykański psychofarmakolog Ronald K. Siegel dowodził, że pragnienie odurzania się jest jednym z czterech podstawowych popędów, które rządzą ludzkim zachowaniem – pozostałe to głód, pragnienie i popęd seksualny. Badania Siegela nad sposobem wpływania narkotyków na ludzi i inne zwierzęta przekonały go, że’popęd ku odurzeniu’ stanowi elementarną siłę motywującą. Funkcja tego popędu miałaby polegać na tym, że pomaga, dzięki pewnej formie samoleczenia, zachować zdrowie psychiczne. Według Siegela, środki odurzające są rodzajem leku: kiedy jesteśmy zestresowani, pełni niepokoju, zbolali, poszukujemy środków, które przynoszą nam ulgę; kiedy jesteśmy zmęczeni lub pogrążeni w depresji, poszukujemy stymulantów na poprawę nastroju” (Paul Martin, „Seks, narkotyki i czekolada”, Wyd. Muza SA, tłum. Anna Dzierzgowska;

– „To, aby ludzkość kiedykolwiek mogła obejść się bez Sztucznych Rajów, wydaje się mało prawdopodobne. Większość mężczyzn i kobiet wiedzie życie w najgorszym razie tak bolesne, a w najlepszym tak monotonne, ubogie i ograniczone, że chęć ucieczki, pragnienie własnej transcendencji nawet na kilka chwil jest i zawsze było jednym z głównych apetytów duszy. (…) Dla osobistego, codziennego użytku zawsze istniały chemiczne środki odurzające. Wszystkie roślinne środki uspokajające i narkotyki, środki euforyczne, które rosną na drzewach, halucynogeny, które dojrzewają w jagodach lub mogą być wyciśnięte z korzeni, wszystkie, bez wyjątku, były znane i stosowane od niepamiętnych czasów” (Aldous Huxley, „Drzwi percepcji”, wyd. Cień Kształtu, tłum. Marta Mikita).

Nie mam większych wątpliwości: spoglądanie ku odmiennym stanom świadomości nie jest wynaturzeniem. Jest częścią ludzkiej natury. Ważne, żeby zawsze odbywało się pod kontrolą zainteresowanego i by podróżowanie do innych wymiarów nie niosło ze sobą szkód dla osoby w nich bywającej.

I tu się kłania różnica między prohibicją a wyedukowaną legalnością.

Powyższy tekst (bez filmików, rzecz jasna) jest częścią mojej nowej książki, której nawet wirus nie zatrzyma i która ukaże się za kilka tygodni. Będzie nosiła tytuł „Legalizacja? – jestem za” , a rozpoznać ją będzie można po tym:

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.