Będzie o tym artykule.
Już na samym początku jest ciekawie: w tytule czytamy, że medyczna marihuana nie leczy raka, a w pierwszym akapicie, że nie istnieją żadne dowody pozwalające traktować ją jako bezpieczny i skuteczny lek przeciwnowotworowy. Nie wiem, jakie szkoły kończył autor, ale logiki tam pewnie nie brali (medycyna?), bo przecież „nie istnieją dowody na tak” ? „istnieją dowody na nie”. Brak dowodów jest dowodem tylko i wyłącznie na brak dowodów. (Na marginesie: o jakości „dowodów” na działanie wielu farmaceutyków można przeczytać w tych dwóch dobrze udokumentowanych książkach: 1 i 2.)
Wzruszający jest komentarz lekarzy (ja wolę ich nazywać posiadaczami dyplomów uczelni medycznych), że zniknięcie raka u Szkotki to efekt placebo, a nie działanie konopi. Ciekawe, czy tak samo tłumaczą remisję raka w przypadkach, w których onkologia notuje kilkuprocentową wyleczalność. (A ona, owszem, jest bardzo dobrze udokumentowana?)
Teraz za autorem artykułu postraszę: Jak wykazała analiza danych, pacjenci otrzymujący sam niwolumab zareagowali na lek w 37,5 proc. przypadków, natomiast w przypadku jego kombinacji z marihuaną było to 15,9 proc. Ale cóż to? Uwaga, uwaga: Mimo to nie zaobserwowano wpływu łączenia leku z pochodnymi marihuany na przeżycie bez progresji choroby (PFS) czy całkowite przeżycie (OS). Czyli że co, bo nie do końca chwytam: nie zareagowali na lek, ale przeżyli? Jak i dlaczego? I jeszcze ciśnie się pytanie: w takim razie po kiego grzyba nam taki lek? A może „przeżycie bez progresji choroby” czy „całkowite przeżycie” to w tym wypadku zasługa czegoś innego, co zostało zastosowane w tych badaniach??
Teraz coś dla osób mocno wierzących (wierzących w evidence based medicine): Przypomnijmy: w bazie danych recenzowanych czasopism medycznych PubMed prowadzonej przez amerykański Narodowy Instytut Zdrowia (NCI) nie znaleziono żadnych badań klinicznych nad zastosowaniem marihuany w leczeniu onkologicznym u ludzi. To, myślę, dobrze świadczy o całym systemie, który skutecznie takie badania blokuje, prawda?
Niezawodny profesor Jassem (który obstawia chyba wszystkie teksty o altmedzie i onkologii ? piszący artykuły do niego tak walą, czy ma jakiś abonament?) powiedział: Nie mam wątpliwości, że takie kampanie są inspirowane przez producentów i dystrybutorów tych substancji, którzy czerpią z tego duże zyski. A ja nie mam wątpliwości, jacy producenci i dystrybutorzy inspirują prof. Jassema.