Telewizje śniadaniowe mają 2-3 dyżurnych specjalistów od marihuany. Jednym z nich jest p. Robert Rutkowski. Jest terapeutą o wielu specjalnościach, między innymi terapeutą uzależnień. Przyznaje, że kiedyś sam był uzależniony, na co dziennikarz śniadaniowy mówi z uznaniem: „To pana uwiarygadnia” [program 1, 9:19]. Nie znam zawodowych dokonań p. Rutkowskiego, nie wiem, jakim jest terapeutą, więc mój sprzeciw tutaj jest tylko formalny: fakt bycia byłym uzależnionym uwiarygadnia go tylko jako byłego uzależnionego, ale nie jako terapeutę czy, powiedzmy, specjalistę od marihuany. Gdyby było inaczej, każdy były piłkarz mógłby z definicji być wybitnym trenerem, a, jak wiemy, do zawodu tego skutecznie przechodzą tylko nieliczni byli kopacze.
I jeszcze o wiarygodności: żeby postraszyć telewidzów śniadaniowych marihuaną pan terapeuta mówi [1: 9:33]: „pięcioletnie technikum robiłem 7 lat” ? dlaczego? bo palił marihuanę i nie mógł się skupić na tekście. A co to ma wspólnego z wiarygodnością? Otóż w (stworzonym przez wydawcę, jak sądzę) opisie jednej z jego książek czytamy: „Sięgnął po narkotyki, mając 18 lat. Od razu wpadł w uzależnienie od heroiny. To był pierwszy narkotyk, jaki poznał ? jeden z najsilniejszych znanych narkotyków”. A zatem: pierwsza była hera, siejąca bez porównania większe spustoszenie w organizmie ludzkim, ale winę za 2 dodatkowe lata w szkole ponosi marihuana, bo nie pozwalała się skupić nad podręcznikiem. Cóż, nie jestem byłym uzależnionym, więc pewnie się nie znam (nie wiem na przykład, jak po heroinie idzie wkuwanie), ale mimo wszystko coś mi tu nie pasuje.
Druga rzecz, jaka mi nie pasuje u zapraszanego do śniadaniówek eksperta od marihuany, to pewien prymitywizm jego przekazu. Oto w innym programie dla zohydzenia telewidzom marihuany poświęcił zakupiony w Akademii Noblowskiej w Sztokholmie model mózgu i przed kamerą dziarsko go podźgał przyniesionym w tym celu nożem sprężynowym [2: 4:20]. (Wygląda jednak, że ciosy były niezbyt brutalne i mózg przeżył). Cóż, widać, że pan terapeuta zna historię marihuanofobii ? amerykańscy propagandziści też „lubili bazować obrazem”, też „lubili metafory”: tutaj możemy zobaczyć, jak wygląda your brain on drugs (a tutaj wersja nowsza, lepsza technicznie i wydłużona, żeby przekaz dotarł skuteczniej).
Zanim przejdę do właściwego tematu tego wpisu jeszcze jedna uwaga. P. Rutkowski czeka na wieloletnie badania działania CBD [2: 9:15]. Może jestem przewrażliwiony, ale ja w podtekście słyszę zawoalowaną groźbę: „poczekajcie jeszcze parę latek, a zobaczycie, że wam to wasze CBD być może spali mózgi jak nagrzana patelnia”. Ciekaw jestem, czy bohater tego wpisu z równą niecierpliwością czeka na wyniki wieloletnich badań produktów, które są sprzedawane w aptekach, a do użytku terapeutycznego bywają zatwierdzane po raptem paru miesiącach prób klinicznych.
No dobrze, dość wstępów, czas przejść do tematu głównego. Protestując przeciwko terminowi „medyczna marihuana” p. Rutkowski mówi [1: 8:08]: „mamy całą masę leków, gdzie jednym ze składników, nośnikiem różnych substancji pozytywnych jest alkohol (?) Czy mówi się o medycznym alkoholu?” Ten bon mot najwyraźniej bardzo mu się spodobał, bo użył go ponownie w jednym z kolejnych programów na śniadanie [2: 8:07]. Wątek ten skwapliwie podchwytuje jeden z prowadzących [1: 8:27]: „Tak, i mamy analogiczną sytuację”. Cóż, dziennikarz śniadaniowy z definicji zna się na wszystkim, więc trudno go za tę uwagę winić. Ale pan terapeuta, ponoć dwojga fakultetów? Czyżby nie wiedział, że alkohol w farmaceutykach nie jest substancją czynną, leczniczą? Zresztą? jak to: nie wiedział? Sam przecież powiedział: alkohol jest nośnikiem. Czyli substancją pomocniczą. Nośnikiem, a czasem stabilizatorem (dla pewności zapytałem pani w aptece, żeby się publicznie nie zbłaźnić), ale nigdy substancją czynną. A zatem mówienie o medycznym alkoholu byłoby tym samym, co mówienie o medycznej karetce albo o medycznej strzykawce.
A czy określenie „medyczna marihuana” ma sens? Proponuję, żeby osoby czytające ten tekst same sobie spróbowały odpowiedzieć na to pytanie. Na wszelki wypadek podrzucę podpowiedź: w marihuanie jest zawarta setka unikalnych substancji zwanych kannabinoidami, których działanie prozdrowotne zostało już po wielokroć wykazane w badaniach naukowych (o praktyce rzeszy chorych nie wspomnę), a poza kannabinoidami są tam też setki innych substancji (choćby terpenów czy flawonoidów, których właściwości lecznicze znane są ludziom i wykorzystywane od tysięcy lat).
Teraz pytanie na śniadanie. To jest, przepraszam, na zakończenie: dlaczego p. Rutkowski wspomniał o „medycznym alkoholu”? Je widzę dwie możliwości:
?) jest debilem? Ale nie, nie jest, sam w jednym z programów zadał pytanie [1: 9:36] „Czy jestem debilem?” ? i skutecznie uzyskał od wszystkich uczestników rozmowy gorące zapewnienie, że nie, nie jest. Zresztą wyjaśnia to naukowo [1: 10:03]: „mój przykład pokazuje, że ta kora [przedczołowa] się regeneruje”. A zatem, skoro ustaliliśmy, że pan terapeuta nie jest debilem i że ma zregenerowaną korę przedczołową, to ? skoro mimo to używa tego bzdurnego określenia ? trzeba przejść do możliwości numer 2:
?) za niezbyt lotnych p. Rutkowski uważa telewidzów śniadaniowych, którzy łykną to jak pięćdziesiątkę (niemedycznej) wódki.
Cóż, nie mnie osądzać, ile ma w swej ocenie racji.
_______________
PS
Informacja o lokalizacji wykorzystanych w tekście cytatów:
1. program 1: „Marihuana i jej wpływ na zdrowie”, data emisji 29.09.2018: https://pytanienasniadanie.tvp.pl/39246936/marihuana-i-jej-wplyw-na-zdrowie
2. program 2: „Naukowcy ostrzegają: już jedno zapalenie marihuany wywołuje zmiany w mózgu”, data emisji 4.05.2019: https://pytanienasniadanie.tvp.pl/42477585/naukowcy-ostrzegaja-juz-jedno-zapalenie-marihuany-wywoluje-zmiany-w-mozgu
PPS
O terapeutach wypowiadających się na temat marihuany pisałem już na tym blogu kilka lat temu.