O tym, że Rafałowi Ziemkiewiczowi z marihuaną nie jest po drodze, już pisałem. Cóż, osoby rozsądne w jednych sprawach nie muszą być rozsądne w innych.
Zdanie Polaków na temat marihuany zmienia się. Jeden z przeprowadzonych nie tak dawno sondaży w sprawie jej medycznego użytku bardzo mnie zaskoczył: 68%! „za”, nie spodziewałem się tak dobrego wyniku już teraz. Inne badanie, przeprowadzone w tym samym czasie na zbliżonej liczebnie grupie respondentów (1100 i 1000 osób) dało jeszcze lepszy wynik: 78% „za”.
Nie mam dostępu do tych badań, znam jedynie ich omówienia. Na temat pierwszego badania przeczytałem w Gazecie wyborczej, że „Starsi boją się marihuany, młodsi już nie ? Połowa badanych w wieku 16-24 lat dałaby prawo do leczenia nią bez ograniczeń, ludzie po sześćdziesiątce wybierali tę odpowiedź pięć razy rzadziej”. Jest to zgodne z panującym powszechnie odczuciem: ludzie starsi mają wpojony przez władzę strach przed marihuaną, młodzi nie ograniczają się do tego, co im serwuje propaganda.
Co to ma wspólnego z Ziemkiewiczem? Otóż w opublikowanym niedawno jego tekście (dotyczącym zupełnie innego tematu) znalazłem taki oto fragment:
[pokolenie] które zwykło wspomagać się w przełamywaniu barier, jak Pan Bóg przykazał, produktami destylacji i fermentacji, a nie śmierdzącym zielskiem.
No właśnie: nie ma znaczenia, że alkohol jest o wiele bardziej szkodliwy, zarówno dla społeczeństwa, jak i dla użytkownika (mówi tak wielu naukowców) ? nie, chlać wódę jest „jak Pan Bóg przykazał”, palić zioło (w dodatku śmierdzące) ? niech Bóg broni.
Coś mi się wydaje, że Ziemkiewicza należy zaliczyć do starszej części społeczeństwa. Mówi się trudno i czyta się dalej?