Interesują mnie właściwie wszystkie publikowane w Polsce artykuły poświęcone marihuanie. Ale szczególnie takie, których autorzy posługują się tytułami naukowymi ? bo one są dla przeciętnego czytelnika pewnego rodzaju potwierdzeniem rzetelności, gwarancją, że przekazywane treści są prawdziwe. Na portalu Medycyna praktyczna ? Psychiatria opublikowano tekst dra n. med. Bogusława Habrata pt. Uzależnienie od kanabinoli, do którego mam parę uwag i komentarzy.
Naturalnym kanabinolem jest tetrahydrokanabinol.
Dość często piszący o marihuanie autorzy na określenie zawartych w niej substancji używają słowa „kanabinole”. Jest to niezbyt fortunny zwyczaj ? proszę wziąć pod uwagę, że istnieje substancja o nazwie kannabinol (CBN). Zdanie „Naturalnym kanabinolem jest kannabinol” nie jest zbyt zgrabne, prawda? Dlatego zdecydowanie warto z kanabinoli przestawić się na kannabinoidy (najchętniej z „nn”, jak w łacińskiej nazwie konopi cannabis.)
Część używanej ostatnio marihuany jest zmodyfikowana genetycznie i zawiera nawet 3?4-krotnie większe dawki kanabinoli niż było to w latach 60. i 70.
Współczesna marihuana NIE jest modyfikowana genetycznie. Wzrost zawartości THC (lub inne właściwości) uzyskuje się odpowiednim krzyżowaniem gatunków o pożądanych cechach. Modyfikacje genetyczne to zupełnie inna sprawa.
Używanie kanabinoli związane jest ze zwiększonym ryzykiem wystąpienia zaburzeń lękowych i depresyjnych, prób samobójczych oraz zaburzeń psychotycznych.
Trudno byłoby mi napisać, że zdanie to jest nieprawdziwe. Bo nie jest. Ale jest tu pewien smaczek: marihuana jest dość często używana jako antydepresant, a psychiatrzy używają kannabinoidów w terapiach zaburzeń psychicznych. A więc tak samo prawdziwe byłoby identyczne zdanie, w którym słowo „zwiększonym” zastąpionoby słowem „zmniejszonym”. Ale tego drugiego autor już nie napisał. Kłamstwa nie ma, ale czy wszystko jest w porządku?
Istotne znaczenie ma współwystępowanie używania kanabinoli i schizofrenii lub zaburzeń psychotycznych o obrazie podobnym do schizofrenii […] Trwają spory, czy i dlaczego kanabinole powodują zaburzenia psychotyczne u niektórych osób, czy jedynie przyspieszają i ujawniają ukrytą predyspozycję do psychozy, albo że palenie marihuany jest tylko nieuświadomionym sposobem radzenia sobie z predysponującą do schizofrenii anhedonią
Trwają spory, zgoda. Nie ma żadnego dowodu naukowego czy choćby rozsądnej hipotezy, w jaki sposób kannabinoidy miałyby powodować takie zaburzenia. Zwracam uwagę na ciekawą możliwość, że osoby cierpiące na zaburzenia psychiczne częściej wybierają substancje psychoaktywne. Za taką właśnie wersją przemawiałby np. fakt, że schizofrenicy częściej niż osoby zdrowe cierpią na nikotynizm. A nie spotkałem się nigdy ze stwierdzeniem, że palenie papierosów powoduje schizofrenię.
palenie marihuany najczęściej poprzedza wystąpienie psychozy
To stwierdzenie odnosi się oczywiście do momentu zdiagnozowania choroby, nie jej zaistnienia. A niejasna zależność czasowa wciąż nie wyjaśnia ewentualnej zależności przyczynowej.
U znacznej części osób przewlekle używających kanabinoli obserwuje się tzw. zespół amotywacyjny, polegający na zmniejszeniu dynamiki życiowej, zawężeniu kręgu zainteresowań, zmniejszeniu aspiracji życiowych i niższym usytuowaniu w hierarchii społecznej
Kolejna sytuacja, która z logicznego punktu widzenia jest typu „na dwoje babka wróżyła”. Autor sugeruje, że palaczom marihuany nic się w życiu nie chce robić. (Co prawda „Część osób kwestionuje” taką interpretację, ale? tylko część, więc niech czytelnik sam wyciągnie wnioski.) Dowodów naukowych na zespół amotywacyjny brak, równie prawdopodobna jest właśnie ta druga interpretacja: komu się nic nie chce robić, oddaje się paleniu marihuany. Oczywiście, może też oddawać się skakaniu pilotem po kanałach telewizyjnych albo piciem piwa w parku, ale czy słyszeliście kiedykolwiek o tym, żeby oglądanie telewizji powodowało zespół amotywacyjny? Albo żeby picie piwa? Nie, ten zaszczyt jest zarezerwowany dla marihuany. Widocznie ma potężniejszych wrogów niż telewizja i piwo.
W pracy nad Odkłamywaniem zapoznałem się z wieloma materiałami dotyczącymi zespołu amotywacyjnego ? nigdzie go nie znaleziono. Czyżby autor tego artykułu wykorzystał tu obiegowe, niemające żadnego naukowego poparcia opinie?
Funkcje poznawcze, w tym sprawność intelektualna u długotrwale palących marihuanę są zmniejszone.
Cechą tego artykułu jest brak źródeł, na których autor opiera swoje stwierdzenia (to nie zarzut: jest to uzasadnione w tak krótkim tekście). Mnie podania źródeł najbardziej brakuje właśnie tutaj. Bo pisząc rozdział 11 Odkłamywania zapoznałem się z wieloma pracami, które badały wpływ używania marihuany na funkcje poznawcze ? i żadnego zmniejszenia nie wykazały.
Palenie marihuany może być przyczyną […] nowotworów układu oddechowego, przy czym jest to efekt nie kanabinoli, a substancji zawartych w inhalowanym dymie.
W tym miejscu chciałbym zakrzyknąć: „Mam cię!” Dlaczego? Solidne (i potwierdzone późniejszymi pracami) badanie zespołu pod kierunkiem pulmonologa dr. Tashkina wykazało, że palenie marihuany, nawet częste i długotrwałe, nie tylko nie powoduje raka płuc czy głowy i szyi, ale wręcz lekko obniża prawdopodobieństwo jego wystąpienia. Obawiam się, że znowu obiegowe opinie podaje się jako naukową prawdę. Tak niestety działa mechanizm utrwalający w społeczeństwie nieprawdy i przeinaczenia dotyczące marihuany.
Ciężarnym zaleca się zaprzestanie palenia marihuany, gdyż w przeciwnym razie może dochodzić do gorszego i wolniejszego rozwoju psychofizycznego dziecka.
Znów strasznie jestem ciekaw, skąd autor zaczerpnął ten wniosek. W książce Marihuana leczy cały rozdział poświęciłem tematowi używania marihuany przez ciężarne, przeanalizowałem w nim wiele różnych badań i mój wniosek jest zupełnie inny. Czyżbym nie znał jakiegoś badania, tak istotnego, że anuluje wnioski płynące z tych, które znam?
Kanabinole uważa się za substancje o relatywnie małym potencjale uzależniającym
W tym fragmencie chcę zwrócić uwagę nie na fakty, lecz na sposób ich przedstawienia. Autor pisze o relatywnie małym potencjale uzależniającym marihuany, co być może wydaje mu się”niepoprawne politycznie”, bo w następnym zdaniu używa słowa „jednak”, osłabiającego poprzednie, nazbyt korzystne dla marihuany wrażenie. (A może nie ma tu nic do komentowania, a tylko ja jestem nazbyt wyczulony na takie delikatne manipulacje??)
Nie dysponujemy swoistymi metodami leczenia kanabinoidowego zespołu abstynencyjnego, natomiast pacjenci często dokonują ?samoleczenia?, aplikując sobie albo kanabinole albo inne substancje (w tym alkohol).
Zabrakło mi tu wymienienia jeszcze jednej metody ? z tego, co wiem, dość powszechnej: przeczekać. Wiele relacji świadczy o tym, że bez problemu można.
O, jak miło sie czyta takie nałkowe artykuły. Pan doktor Habrat rzeczywiście prezentuje „mainstream” a la pogadanki dla uczniów gimnazjum.
Więc jedzac kanapkę z genetycznie zmodyfikowanej pszenicy z szynką i pomidorem GMO, dopiszę, że skoro
(…) najczęściej używanymi preparatami są susz żeńskich kwiatostanów (marihuana).. ” – to pan doktor powinien zaktualizować tę definicję zgodnie najnowszą, już uchwaloną, fantastyczną nowelizacją ustawy autorstwa naszego rządu i posłów – marihuana to nie kwiatostany, tylko także liście i gałęzie konopi! (Więc nawiasem, niedobry palaczu, twój lichy krzaczek spod żarówki to od niedawna „znaczna ilość marihuany”! Super!)
No i, Panie doktorze, może to dobrze, że marihuana mocniejsza niż „w latach 60. i 70.” (ech, wspomnień czar:), bo mniej „szkodliwego” suszu?
Ponadto fakt, że „mało danych dotyczy względnej szkodliwości” mógłby np świadczyć o małej szkodliwości, ale przecież wieść gminna niesie, że marihuana szkodliwa, a to musi być b.wiarygodna wieść.
Bardzo podoba mi sie także wyrażenie Pana doktora „entuzjaści podejścia prohibicyjnego”. Taki „naukowiec – entuzjasta podejścia X” rzeczywiście lepiej brzmi niż np „naukowiec demagog i ignorant”..
Co do ostatniego zdania. Dokładnie, wystarczy przeczekac, 3 dni poddenerwowania po codziennym paleniu miesiącami i po zespole abstynencyjnym, najlepiej zająć się czymś i się nie nudzić. Tak naprawdę znając inne substancje psychoaktywne, choćby alkohol można powiedzieć że thc nie uzależnia bo efekty odstawienia są nieporównywalnie mniejsze. Zespół amotywacyjny moim zdaniem występuje tylko w dniu palenia choc nawet i to nie u wszystkich. Znam osobiście jedna osobę która wylądowała w psychiatryku, wcześniej nie zdiagnozowano u niego choroby psychicznej ale paląc z nim to samo tylko on mial zawsze halucynacje. Na trzeźwo tez nie był do końca normalny.
„Współczesna marihuana NIE jest modyfikowana genetycznie. Wzrost zawartości THC (lub inne właściwości) uzyskuje się odpowiednim krzyżowaniem gatunków o pożądanych cechach. Modyfikacje genetyczne to zupełnie inna sprawa.” Otóż chyba nie do końca. Krzyżowanie gatunków to selekcja sztuczna i służy promocji określonych cech. Oczywiście wiąże się to ze zmianami genetyki takiego organizmu. Jest więc modyfikacja genetyczna.
Się nie do końca zgodzę: kryterium rozstrzygające, czy jakiś organizm jest GMO, czy nie, jest proste: jeżeli dany organizm mógłby powstać w naturze, nie jest GMO. Dlatego dowolne krzyżówki między odmianami konopi inżynierią genetyczną nie są, natomiast byłoby nią wyhodowanie konopi z genem biedronki.
To, co robią „seedbanki” to nie jest krzyżowanie gatunków, wszystko odbywa się w ramach tego samego gatunku Cannabis Sativa L. Gdyby wybrane osobniki rosły w naturze niedaleko siebie, bez problemu doszłoby do zapylenia i powstania nowej odmiany. Hodowcy jedynie temu procesowi pomagają, pełniąc rolę „swatek”. (Choć oczywiście zgadzam się, że robią to w bardzo konkretnym celu.)
Na koniec pytanie: czy muł jest GMO?
Mało logiczna kontrargumentacja. Autor artykułu na MP przynajmniej podpisał się prawdziwym nazwiskiem, a Pan?
A ja chętnie bym posłuchał, gdzie konkretnie w mojej kontrargumentacji występuje brak logiki.